Wszystko
zaczęło się od pomysłu, żeby chociaż trochę przedłużyć sezon nad zalewem.
Z pomysłem wyszedł Jasiu Segiet. Jako że wiosna roku 2000 przyszła wcześnie,
to pływaliśmy regularnie właściwie od początku maja przez całe wakacje.
Potem biegaliśmy we wrześniu z
Tarnowskich Gór nad zalew razem z Jasiem i kąpaliśmy się pomimo trochę
gorszej pogody. Potem w październiku odbyła się pierwsza oficjalna kąpiel
w której udział wzięli aktywnie Mirek czyli ja, Piotrek no i Jasiu Segiet.
Towarzyszyli nam z kamerą Kokos oraz Jasiu i Bogusia. Zabawa była niezła.
W końcu października i w listopadzie jeszcze raz towarzyszyli mi kolejno
Jasiu oraz Piter. Potem już kąpałem się sam co weekend przez całą jesień,
która jednak dosyć szybko się skończyła i w początkach grudnia musiałem
sprostać pierwszemu większemu wyzwaniu. Temperatura spadła do około
minus 6 stopni Celsjusza (a nad zalewem jest zawsze jeszcze kilka stopni
mniej) i wiał przenikliwy wiatr. Na domiar złego kiedy przyjechaliśmy
nad zalew okazało się że woda pokryta jest lodem. Nie wiedziałem co
robić. Postanowiłem jednak że będę się kąpać i tak też się stało. Po
tym wydarzeniu dane mi było się kąpać w różnych warunkach, także przy
niższej temperaturze, ale w mojej pamięci
ten test wytrzymałości zapadł mi szczególnie, ponieważ warunki były
naprawdę skrajne z uwagi na przenikliwy wiatr, który dosłownie ciął
po twarzy. Potem kiedy już zalew zamarzł na dobre rozpoczął się okres
kąpieli w przeręblu. Problem kopania przerębla rozwiązaliśmy w następujący
sposób: najpierw wyrąbywaliśmy młotkiem i przecinakiem lód jak najgłębiej,
żeby jednak nie dopuścić do przebicia lodu (woda bowiem uniemożliwia
dalszą pracę młotkiem i przecinakiem, bo po prostu
pluska), a następnie tak uzyskaną cienką warstwę lodu piłowaliśmy piłką.
Ten sposób pracy przyjął się na dobrei sprawdził w najbardziej ekstremalnych
warunkach. Przez cały okres przełomu roku 2000/2001, z dwoma wyjątkami
ze względu na obiektywne trudności, kąpałem się co tydzień w weekend,
przeważnie w sobotę w przeręblu a potem kiedy lód stopniał już normalnie
aż do lata. To był pierwszy rok, który pozwolił mi nabrać potrzebnego
doświadczenia.
Następnego
roku kąpałem się bez przerwy znowu co tydzień i znowu najczęściej w
sobotę. Ciekawostką może być to, że ze względu na srogą zimę musieliśmy
przebijać się przez lód o ponad półmetrowej grubości. Taka praca trwała
około 1,5 godziny.
Do dziś kąpie się więc regularnie zarówno latem jak
i zimą. Co więc jest w tym ciekawego? Niezapomniane są kąpiele zimą:
o zmroku, czy przy
zachodzie słońca, w pełnym słońcu przy siarczystym mrozie, rankiem,
w czasie deszczu i odwilży, w czasie wiatru, śnieżycy, zamieci czy zawiei,
kiedy jest tyle śniegu, że przez zaspy nie da się przejechać, również
w czasie późnozimowych i wiosennych roztopów, ale również jesienią i
na wiosnę. Nie będę już wspominał o kąpielach latem.
W tym miejscu chciałbym wszystkim zainteresowanym doradzić,
żeby przerębel wykuwać najpierw młotkiem i przecinakiem tak ażeby nie
przebić lodu, a następnie gdy lód jest już w tym miejscu wystarczająco
cienki, użyć ostrej piły. Poza tym przed wejściem do wody dokładnie
się rozgrzać. Ja w mojej pseudo karierze wchodziłem do wody również
nie rozgrzany lub rozgrzany niewystarczająco, ale w tym wypadku może
dojść do zbyt szybkiego wyziębienia organizmu, a co za tym idzie do
przeziębień różnego rodzaju. W wodzie gdy nie jest ona zamarznięta przebywam
do 6 minut, jeśli wchodzę do przerębla jest to z reguły od minuty do
dwóch. Rzadko dłużej, bo organizm szybko się wychładza gdy nie można
się ruszać. Poza tym jeszcze przebieżka i wytarzanie się w śniegu należą
do punktów programu.
|